Jest kot? – uratuj, przygarnij, nie czekaj!
Wiesz, że większość kotów, które mamy do adopcji to koty wzięte wprost z ulicy? Nasi wolontariusze i współpracujący z Fundacją miłośnicy kotów mają szeroko otwarte oczy i co chwila znajdują bezradnego kota, który został porzucony lub uciekł i nikt go nie szuka. Zdarza się nam również opieka i oswajanie znalezionych kociąt. Widząc kota, który nie wie co ze sobą zrobić i łasi się do człowieka, bierzemy go i staramy się ulokować w domu tymczasowym. Dom tymczasowy to po prostu dom wolontariusza, w którym “znajda” będzie czekać na adopcję. Taki świeżo znaleziony kot przechodzi u weterynarza przegląd, w przypadku chorób jest leczony, potem sterylizowany, chipowany i w końcu ogłaszany, by trafił do adopcji.
To, co robimy to w zasadzie nic szczególnego. Pochylamy się nad zwierzakiem, który w tym momencie nie ma nikogo, oferujemy mu opiekę i oddajemy w najlepsze ręce. Jeśli chcesz przygarnąć kota, rozglądnij się, być może w twoim otoczeniu jest potrzebujący domu kot. Możesz go znaleźć czasem przy śmietniku, pod maską samochodu, idąc na spacer. Musisz tylko chcieć go zauważyć i chcieć mu pomóc.
Jak to może wyglądać, czyli historia Piotrka…
Działo się to dawno dawno temu, kiedy nie było jeszcze CHATULA a w moim domu mieszkał tylko jeden kot. W październikowy wieczór wracałam autobusem do domu, zagapiłam się i wysiadłam przystanek dalej. Przechodziłam obok parku, gdy zobaczyłam biegnącego kilkanaście metrów ode mnie burego kota. Bez nadziei na to, że mnie zauważy zacmokałam na niego. Kocisko przybiegło i momentalnie wyczuło znajdującą się w torbie kiełbasę. Po zjedzeniu kiełbasy kot szedł za mną. Doszliśmy do pobliskiego sklepu, w którym zapytałam, czy ktoś go zna. Ekspedientka powiedziała, że kot błąka się tu od dwóch tygodni. Pełna obaw o przyszłość, reakcję rodziny i pierwszego kota, wzięłam burasa na ręce i pomaszerowałam do domu. Pierwszy kot okazał wielką niechęć wobec przybysza, a bury przybysz po napełnieniu żołądka spał aż do rana. Kolejnego dnia, podczas wizyty u weterynarza okazało się, że buras ma ciężkie zapalenie płuc. Kot znalazł u mnie ratunek w ostatnim momencie, kilka dni później już by nie żył. Leczenie było długie, ale nie kosztowało majątku. Buras dostał na imię Piotrek i wszedł w poprawne relacje z moim pierwszym kotem. Żyliśmy razem długo i szczęśliwie.
Aby pomóc kotu nie trzeba mieć doświadczenia, ani specjalnych kompetencji. Wystarczy odrobina empatii i zaangażowania. Nie wahaj się przygarnąć kota z ulicy. Nie licz na to, że “ktoś to zrobi”, “ktoś przygarnie”. Są sytuacje, że to ty jesteś jedyną nadzieją zwierzaka, a twoja postawa zadecyduje o jego życiu.